„Ja kupuję jak mi nie trza,
Bo jak mi trza to mam”.
I po węgiel chodziła na skład w lecie. Całe życie tak robiła.
I przez całe lato po ulicach miasta słychać było rumor zwalanego węgla. Kto mądry szykował się na zimę a wiadomo, że suchy węgiel mniej waży i jest bez miału.
A teraz cisza…
Nie ma węgla i nikt nie szufluje.
Jakie więc było moje zdziwienie, jak onegdaj wracając do domu na Słowackiego zobaczyłam kobietę szuflującą węgiel!
Było tego że trzy tony! Trzy!!!
Stanęłam patrząc z podziwem na to bogactwo i zagadnęłam kobietę
– No ale pani dała! Po ile kupiony?Taki węgiel piękny! Niech pani szybko zwala!
– No spieszę się żeby przed zmrokiem zdążyć! 2650 dałam! Ale to nie w Przemyślu, z Pruchika mi przywieźli!!!
7950 PLN…
Pokiwałam głową i pomyślałam że w sumie to szczęśliwa kobieta. Przynajmniej wie ile zapłaciła za ogrzewanie domu w zimie, bo ci co grzeją gazem lub „mpecem” albo o zgrozo energią elektryczną, to zaciskają z optymizmem zęby i cierpliwością czekają na rachunki.
A swoją drogą bogata to kamienica!
Na drugi dzień gość też szuflował węgiel, ale mniejszą kupę.